Kiedyś mieliśmy plan przejechania gór Sowich czerwonym szlakiem pieszym, ale z powodu pogody nie doszedł do skutku. Dlatego ucieszyłem się, kiedy Merlin rzucił hasło 'Sowie'. Tym razem do paczki dołączyła wojownicza Lea i 'dzik' Toomp, który nie odpuścił ani metra podjazdu. Bardzo byłem ciekaw podjazdu z Rzeczki pod Orła, niestety pomimo motywujących wyzwisk Lei zabrakło mi kilku metrów na asfalcie do jego zaliczenia. Sowa, Kalenica, Przelęcz Jugowska to ogromna radość jazdy w typowo górskim terenie. Od przełęczy Woliborskiej irytowały mnie krótkie ale strome i bardzo częste podjazdy pomiędzy zjazdami ale widziałem, że koledzy bawili się na nich doskonale :)
Spotkanie w Głuszycy - z radości wykonujemy taniec robotów.
Jedziemy żółtym szlakiem rowerowym w okolicy Osówki, dla każdego z nas to nieznany szlak.
Podjazd z Rzeczki pod Orła z maksymalnym nachyleniem 24% i czwartym miejscem na liście Genetyka (dwa pierwsze wjechałem a tego nie).
Wielka Sowa w wydaniu women...
...i men.
W Sowich było dziś bardzo nastrojowo.
Kalenica - raz z przodu, raz z tyłu, ale zawsze do przodu :)
Dalej miało być prościej...
Przełęcz Woliborska, gdzie musieliśmy pożegnać się z Leą.
Lea pojechała asfaltem, a my cały czas góra, dół, góra, dół...
W Srebnej Górze pożegnaliśmy się z Toompem, wróciliśmy przez Przełecz Wilczą, skąd Merlin pojechał do domu, a ja przez Podtynie do Kłodzka.
Aniu - mam nadzieję, że na kolejnym wypadzie będziesz z nami. Toomp - dzięki za komplementy, czekam na nasz kolejny projekt fajnej wycieczki :) Merlin - pod Wilczą zmagałem się z samym sobą, ciągle nie wierzę, że podjechałeś na górną stację orczyka nad Zygmuntówką :P Ra - szkoda, że nie mogłeś dołączyć do nas w sobotę :(
Świetny klimat w Sowich - tak tajemniczo :) Niestety tym razem nie mogłam się przyłączyć, więc pozostaje mi tylko żałować, bo ekipa była pierwsza klasa.
Góry fascynowały mnie od dziecka, rowerem zaraziłem się kilkanaście lat temu, uwielbiam fotografować przyrodę. Na tym blogu staram się łączyć moje pasje.