Ładna pogoda spowodowała, że nie mogłem usiedzieć w domu. Wyjechałem dość późno, dlatego na szczyt dotarłem o zachodzie słońca. Powrót przy świetle latarki pośród odśnieżonych drzew, skrzącego się i skrzypiącego śniegu dostarczył mi dużo dobrych emocji.
Pomimo późnej jesieni ciągle mam wielką frajdę z jazdy nowym rowerkiem w terenie. Tym razem wjechałem na Szczytnik nad Polanicą i zachęcony pogodą pokonałem długi podjazd z Bobrownik na Zbójnicką Górę. W lasach mokro i dużo błota, w górach temperatura nie przekraczała 2 stopni - idzie zima, prawdopodobnie to ostatni mój wypad tego roku.
Dzisiaj postanowiłem przetestować mój nowy rower w trudniejszym terenie - w końcu w takim celu go kupiłem. Wybór padł na dość trudny i kamienisty, można powiedzieć upierdliwy podjazd drogą Stanisława i powrót przyjemną drogą Wieczność w Górach Bystrzyckich. Wiedziałem, że Feniks i Ania nie zmienią swoich pięknych nowo kupionych slicków na opony terenowe, dlatego pozostał mi samotny wyjazd.
Wrażenia bardzo pozytywne, dzięki przełożeniom 24x36 nie myślałem o tym, żeby zsiadać z roweru, przerzutki pracują wyjątkowo precyzyjnie, amortyzator bardzo skutecznie pokonywał nawet duże kamienie, chociaż mógłby być bardziej miękki (nie regulowałem go jeszcze, bo nie mam pompki). Na zjazdach żadnych problemów, szeroki Ron i Ralph nieźle trzymają trakcję, dzięki pewnym hamulcom można pozwolić sobie na większą prędkość. Jedynym minusem jest twarde i niewyprofilowane siodełko Selle Italia X1, którego raczej nie polubię, chyba że zacznę jeździć z pampersem.
Dzień był piękny, dlatego zrobiłem dużo zdjęć.
Droga Stanisława wydawała się dziś bardzo tajemnicza.
Na Wieczności ciągle żółto, głównie dzięki spadającym igłom modrzewi. Dzięki nim przez chwilę wydawało mi się, że pada śnieg.
W lasach nad Szczytną spotkałem dużą grupę myśliwych na polowaniu. Na szczęście nie miałem problemów z przejazdem.
Jesienny marazm dopadł mnie na kanapie. Musiałem się spróbować, sprawdzić kto mocniejszy. Nie wiem czy wygrałem, ale ciągle zdobywam szczyty i przełęcze.
Tym razem moim celem były dwa szczyty: Suchy Vrch i Bukova Hora, a wycieczkę rozpocząłem w Międzylesiu.
Do przejścia granicznego w Kamieńczyku dotarłem terenem, a na miejscu czekała na mnie niespodzianka, odnowione dawne przejście turystyczne z nowiutkim asfaltem aż do samej granicy. To świetny przejazd w kierunku Pastvin lub Zemskej Brany, niestety z zakazem wjazdu samochodów.
Na Suchym Vrchu temperatura w Słońcu przekraczała 25 stopni, a Czesi wylegli opalać się na leżaczkach, czyli plaża na szczycie góry. Do tego ogrodzone sarny i jelenie podziwiane przez dzieciaki, poczułem się niczym w zoo.
Dlatego po wypiciu zimnego piwka pomknąłem na sąsiednią Bukovą Horę, gdzie nie ma asfaltowej drogi na szczyt, a szumią jedynie liście pięknego bukowego lasu.
Terenowy zjazd do Mlynicky Dvur dostarczył mi dużo frajdy :)
Nietypowa panorama masywu z płaskim Śnieżnikiem.
Po kilku godzinach jazdy wśród żółci, brązów i czerwieni, miałem naprawdę dość tych kolorów i zatęskniłem za zielenią ;)
Sv Troice to magiczne miejsce, bez względu na porę roku, jestem pewien, że wrócę tam jeszcze tej zimy.
Powrót trawersem Jerab, dziki i szalony zjazd do Dolni Orlice, potem przez Kraliky do Międzylesia.
W ramach przygotowań do rajdu wokół Głuszycy postanowiłem poćwiczyć trochę jazdę w terenie i wjechać na Jawornik Wielki. Od Przełęczy Łaszczowa cały czas jechałem terenem, przez Przełęcz Kłodzką, Chwalisławską, Leszczynową, Jaworową i Pod Trzeboniem. Powrót przez Skrzynkę i Rogówek.
Na pierwszym zdjęciu panorama Gór Złotych z Jawornikiem Wielkim i Borówkową w tle po lewej stronie.
Jeszcze w zeszłym roku szukałem leśnej drogi pomiędzy asfaltem ze Złotego Stoku, a przełęczą pod Trzeboniem. Teraz jest oznakowana szlakiem do Nordic Walking i tablicą z mapą opisującą miejsce.
W końcu szczyt Jawornika Wielkiego i zjazd leśną drogą.
Po drodze na zielonym szlaku cały czas bagno, nawet gorsze, niż kiedy byłem tu ostatnio. Na szczęście nie padało i udało mi się jakoś przez nie przebrnąć, tak więc wszystko się dobrze skończyło :)
Piękna pogoda spowodowała, że postanowiłem zrealizować odkładany plan objechania dookoła Śnieżnika.
W Międzygórzu ciągle wakacje, parasole, kilka rodzajów czeskiego piwa do wyboru i pyszny hamburger, który dał mi siły na cały dzień.
Od Międzygórza zaczyna się podjazd zółtym szlakiem rowerowym, najpierw asfaltem a potem szutrem. Droga wydaje się łatwiejsza niż ta z Jodłowa. Na drodze spotykam na rowerze Bożenę, która za cel obrała (i zdobyła) Mały Śnieżnik, a na Przełęczy Puchacza Krystynę, która koniecznie chciała mi wybrać dalszą trasę :)
Po Czeskiej stronie szukam najkrótszej drogi do Chaty Vileminka, niestety nie ma tam żadnego sensownego zjazdu, dlatego musiałem sprowadzić rower. Mogłem jednak posłuchać Krystyny i zjechać do Dolni Morava ;)
Podczas dzikiego marszu przez las obserwuję po drugiej stronie wąwozu trawers, na który chcę się dostać. W końcu udaje mi się dotrzeć na właściwy szlak.
Trawers kończy się nad wyciągiem narciarskim w Dolni Morava. Moja dalsza droga prowadziła szutrami do schroniska Navrsi, ale szlaki były bezludne o tej porze roku i pomimo wczesnej godziny robiło się niemiło zimno.
Granicę przekroczyłem na dziko, moim ulubionym przejazdem przez Siodło Martena, skąd szybko zjechałem do Bolesławowa. Na Drodze Nad Lejami powstaje nowy szlak rowerowy nr 5727. Nie wiem czy będzie miał jakiś kolor, bo ostatnio szlaki malowane są czarno-biało z numerami, które ciężko rozróżnić bez zatrzymywania roweru. Jestem ciekaw kto wpadł na taki pomyśł, myślę, że na pewno nie rowerzysta.
Dawno nie byłem na tym pięknym szczycie. Przypominając sobie zjazd kamienistą drogą na czeską stronę, postanowiłem sprawdzić czy można nią wjechać na wierzchołek. Trasę wymyśliłem tak, żeby jak najwięcej przejechać w terenie. Podczas dojazdu przejechałem przez Góry Stołowe i Broumovsko, a wracałem Górami Suchymi.
Góry Stołowe.
Panorama Gór Suchych od czeskiej strony, Ruprechticky Spicak coraz bliżej.
Końcówka podjazdu, a raczej podejścia na szczyt ma takie nachylenie, że nie daje szans na zdobycie bez schodzenia z roweru. Nie wierzę, że można tędy wjechać.
Za to widoki ze szczytu rekompensują wszystkie trudy :)
Od polskiej strony podejście na szczyt jest jeszcze mocniejsze, daje w kość nawet idącym pieszo.
Tu mój dziki trawers wierzchołka, niestety droga zamiast w dół, prowadzi jedynie do granicy. Dalej pozostaje sprowadzanie roweru.
'Tour De Głuszyca' w tym odcinku jest bardzo wygodna leśną drogą.
Po raz pierwszy przejechałem przez 'Przełęcz Pod Czachorem'. Po polskiej stronie dzicz i głusza, po czeskiej cywilizacja, czyli restauracje, pensjonaty i przepiękny asfalcik.
Na końcu wycieczki szukanie polnych dróg i przygód pomiędzy ścierniskami, czyli totalna improwizacja :D
Dzisiaj miałem w planie potrenować strome podjazdy, a odkryłem powstającą drogę pomiędzy Szczytną (Bobrownikami) a Zieleńcem (Drogą Justyny). Droga jest robiona bardzo solidnie i posiada kilka warstw, nawet jeśli nie będzie ma niej asfaltu, będzie idealna do jazdy :)
Idealne miejsce na ognicho z kiełbaskami i piwkiem (tym razem nie byłem na to przygotowany).
Góry fascynowały mnie od dziecka, rowerem zaraziłem się kilkanaście lat temu, uwielbiam fotografować przyrodę. Na tym blogu staram się łączyć moje pasje.