Dalszy ciąg dostrajania Reby RL i nowe ustawienia kierownicy. Nowe komfortowe chwyty z rogami Logic VLG-849D3 spowodowały, że przy dystansach powyżej 50km zaczęły boleć mnie plecy. Na razie kombinuję z ustawieniami kierownicy i siodełka, mam nadzieję, że nie będę musiał wymieniać mostka, w ostateczności wrócę do starych chwytów.
Amortyzator pracuje dużo lepiej, wyłapuje drobne dziury na drodze, bez zbytniego bujania. Na pierwszym zdjęciu ugięcie wstępne pod moim ciężarem (SAG), na drugim ugięcie podczas płaskiej drogi do Polanicy z niewielkimi wybojami. Przy nacisku podczas postoju amortyzator ugina się lekko ponad podziałkę.
Rano wiało i pogoda była niepewna, ale po południu wypogodziło się. Ania pojechała na Przełęcz Walimską, a ja postanowiłem pokręcić się po Górach Bystrzyckich.
Fragment podjazdu w Bobrownikach nie jest już tak groźny jak na początku sezonu.
Nowiutka szutrowa droga pomiędzy Bobrownikami a Drogą Justyny i Muflonem, jedzie się nią naprawdę przyjemnie.
W schronisku pod Muflonem jak zawsze cisza i spokój.
Zjazd ze Zbójnickiej Góry.
Miałem jeszcze zjechać do Dusznik po kiełbasę i posiedzieć przy ognisku, ale o 19-tej temperatura w górach spadła poniżej 10 stopni, dlatego zrezygnowałem z tego planu.
Dzisiaj testowałem nowe pedały platformowe VP-55 kupione z myślą o jeździe enduro i zestaw opon na ciężkie górzyste warunki Rocket Ron 2.1 na przodzie (przydałby się Nobby Nic) i Albert 2.25 (nie Fat) na tyle. Po kilku miesiącach jazdy SPD poczułem dziś jakbym jeździł w wygodnych kapciach. Dzięki dużej powierzchni i wielu pinom noga bardzo stabilnie leży na pedałach, dlatego polubiłem je już od pierwszych chwil.
Góry Bystrzyckie, gdzieś na górze cel mojej wycieczki.
Kamienista poniemiecka droga idealnie nadaje się do testowania terenowych opon. Rocket Ron z przodu nieźle trzyma trakcję, Albert 2.25 założony na tył idealnie amortyzuje.
O zachodzie słońca dotarłem do celu, kiełbaska, piwko, tylko Feniksa cholernie brak :(
Powrót w nocy 'Wiecznością' jak zawsze dostarcza wielu niesamowitych wrażeń i emocji, których nie da się porównać z żadnymi innymi :)
Dzisiaj pojechałem odwiedzić kilka ulubionych wioseczek czeskich Gór Orlickich.
Zabytkowa droga pomiędzy Spaloną o Mostowicami (niestety asfalt po zimie tragiczny, przed samymi Mostowicami zaorany)
Orlicke Zahori
Jeszcze jeden słoneczny tydzień i będzie można wjeżdżać na Orlicę.
Destne i nowo odkryta knajpka pełna kóz i przetworów z (nie tylko) koziego mleka ;)
Olesnice v Orlickych Horach
Cihalka wita mnie wiosennymi kwiatkami wzdłuż całek drogi.
Już po polskiej stronie spotkałem Anię i Feniksa wracających z drogi stu zakrętów. W Polanicy zasiedliśmy wspólnie przy piwku planując wypady na najbliższe tygodnie :)))
Oczywiście Ani i Feniksowi było za mało kilometrów i musiałem z Polanicy wracać opłotkami, ale w takim towarzystwie warto było nadrobić drogi. DZIĘKI ZA MIŁE SPOTKANIE.
W górach zima trzyma się dobrze, śniegu jest dużo i ciągle można się w nim zapadać aż po kolana. Piękny słoneczny i mroźny dzień był idealny na realizację mojego planu wdrapania się na Śnieżnik od czeskiej strony idąc wierzchołkiem Mokrego Hrbetu. Szlak nie był przetarty, ale miałem szczęście bo przede mną szło dwóch Czechów na ski turach, ominęli oni Chatę Babushi i szczyt Podbelki, dzięki temu miałem frajdę dojścia do tych miejsc po nietkniętym śniegu - bez nawigacji chyba bym nie trafił.
Górna stacja wyciągu na Slamnik.
Pod Babuse, ski turowcy przecierają szlak
Zasypana Chata Babuse i 'dziewiczy' szczyt Podbelki.
Widok na Śnieżnik z Susiny.
Stworki pod wierzchołkiem Śnieżnika, w tle Mokry Hrbet którym przeszedłem.
Szczyt Śnieżnika.
Czeska turystka z najmniejszym zdobywcą szczytu w plecaku :)
Najwyżej położony kibelek we wschodnich Sudetach, niestety w okresie zimowym nieczynny :D
Śnieżna Chata, według mnie najpiękniejsza w całym regionie, z cudownym widokiem na Mokry Hrbet.
Nie planowałem dziś wyjazdu, ale słoneczko świeciło zachęcająco, że po załatwieniu swoich spraw dość późno o 13tej ruszyłem na rower. W górach zamiast wiosny zastałem nieźle trzymającą się zimę, przy schronisku Jagodna dużo narciarzy biegowych i ani jednego rowerzysty. Odpoczywając w schronisku skusiłem się na piwo grzane z miodem, rodzynkami i plasterkiem pomarańczy (pychota!). Oprócz tego zamówiłem 'Gule z gzikiem', czyli pieczone połówki ziemniaków w mundurkach z twarogiem, szczypiorkiem i czosnkiem. Gzik gonił mnie przez Lasówkę, Zieleniec, Duszniki, aż do Polanicy :( W górach dużo zimniej niż na dole, poniżej zera.
Pierwszy wyjazd w sezonie, mięśnie wyjątkowo leniwe. Postanowiłem zmusić je do pracy podjeżdżając do Pokrzywna i wybierając boczną drogę z Polanicy do Szczytnej górami. W lasach temperatura poniżej zera, niewiele zmrożonego śniegu po którym świetnie się jechało. Już w Kłodzku spotkałem na rowerach Ulę i Władka, a chwilę później prawie dogoniłem Anię, która ma więcej planów niż będzie weekendów w tym roku ;)
Krajobrazy jak z bajki, raj dla narciarzy biegowych, a tuż obok surowe i trudno dostępne w zimie góry. Tym razem byłem pieszo, ale mam zamiar wrócić tam w najbliższym czasie na biegówkach - pora na naukę jazdy :)
Góry fascynowały mnie od dziecka, rowerem zaraziłem się kilkanaście lat temu, uwielbiam fotografować przyrodę. Na tym blogu staram się łączyć moje pasje.