Tym razem moim celem były dwa szczyty: Suchy Vrch i Bukova Hora, a wycieczkę rozpocząłem w Międzylesiu.
Do przejścia granicznego w Kamieńczyku dotarłem terenem, a na miejscu czekała na mnie niespodzianka, odnowione dawne przejście turystyczne z nowiutkim asfaltem aż do samej granicy. To świetny przejazd w kierunku Pastvin lub Zemskej Brany, niestety z zakazem wjazdu samochodów.
Na Suchym Vrchu temperatura w Słońcu przekraczała 25 stopni, a Czesi wylegli opalać się na leżaczkach, czyli plaża na szczycie góry. Do tego ogrodzone sarny i jelenie podziwiane przez dzieciaki, poczułem się niczym w zoo.
Dlatego po wypiciu zimnego piwka pomknąłem na sąsiednią Bukovą Horę, gdzie nie ma asfaltowej drogi na szczyt, a szumią jedynie liście pięknego bukowego lasu.
Terenowy zjazd do Mlynicky Dvur dostarczył mi dużo frajdy :)
Nietypowa panorama masywu z płaskim Śnieżnikiem.
Po kilku godzinach jazdy wśród żółci, brązów i czerwieni, miałem naprawdę dość tych kolorów i zatęskniłem za zielenią ;)
Sv Troice to magiczne miejsce, bez względu na porę roku, jestem pewien, że wrócę tam jeszcze tej zimy.
Powrót trawersem Jerab, dziki i szalony zjazd do Dolni Orlice, potem przez Kraliky do Międzylesia.
Drugi dzień naszego jesiennego wypadu to wjazd do przekaźnika na Czarnej Górze i przejazd szczytami Krowiarek, które jesienią są wyjątkowo urokliwe. Po nocnej imprezie ciężko szła nam jazda pod górę, ale wszyscy uśmiechnięci bez żadnego marudzenia pokonywali kolejne podjazdy :)
Korzystając z zaproszenia Bożeny i Macieja Horbowskich z Maciejówki w Międzygórzu zaplanowałem dwudniowy wypad dla naszej ekipy rowerowej z bikestats. W pierwszy dzień wjechaliśmy do 'Schroniska pod Śnieżnikiem', a potem próbowaliśmy wjechać rowerem na szczyt Śnieżnika. Na szczycie o 16-tej było niecałe dwa stopnie, a średnia temperatura całego dnia nie przekroczyła 9 stopni. Na szczęście po powrocie mogliśmy się ogrzać przy ognisku, które pomogli nam zorganizować przemili gospodarze. Dziękuję całej ekipie za fantastyczny dzień i noc przy ognisku :)
Założeniem tego wypadu było, żeby po Stołowych jak najwięcej przejechać w terenie. Od samej Polanicy, aż do Machova jechaliśmy leśnymi duktami, gdzie czekała na nas niezła impreza z dobrą czeską muzyką i wielką beczką piwa. Niestety żeby dotrzeć przed zachodem słońca do domu musieliśmy opuścić imprezę przed końcem :( DZIĘKI FENIKS, to był fantastyczny wypad jak za dobrych czasów :))
Jakiś czas temu, siedząc w Orlickie Zachori przy piwku, LEA rzuciła hasło 'Tour De Głuszyca'. Szybko podchwyciliśmy z Anamaj ten plan i od razu ustaliliśmy termin wypadu. Do naszej trójki w roli przewodnika i jak się potem okazało złotej rączki, dołączył Toomp. Nie miałem pojęcia, że ten wypad będzie taki ekscytujący.
Zaczęło się od tragedii, mój rower po przejechaniu kilku kilometrów zazgrzytał. Wygiął się hak przerzutki, prawie nowy SLX zwinął się w kulkę, a łańcuch rozerwał tracąc jedno ogniwo. Po tym co zobaczyłem, byłem pewien, że to koniec dalszej jazdy i załamany zacząłem rozglądać się za stacją kolejową. Bardziej doświadczony Toomp stwierdził, że spróbujemy naprawić usterkę i przy pomocy dwóch francuzów pożyczonych od miłego gospodarza sprawił, że rower był jak nowy. Dziękuję kolego za uratowanie dnia :)
Po pierwszym stromym podjeździe z Siepnicy w stronę Rzeczki, wszyscy już byliśmy uśmiechnięci, chociaż LEA nie była zadowolona, że podjazd tak szybko się skończył ;)
Kiedy wyjątkowo stromym podjazdem podprowadzałem rower na Rybnicki Grzbiet, nie miałem pojęcia jakie atrakcje czekają mnie na górze. Przecudny singielek trawersujący Jałowiec, dostarczył nam duuużo wrażeń :D
Następna atrakcja to podjazd na Rogowiec. Z Dołu obserwujemy jak Toomp perfekcyjnie pokonuje wzniesienie. Nasze Racing Ralphy niemiłosiernie ślizgają się na mokrych kamieniach, nie dając nam szans na zdobycie szczytu, chociaż Anamaj walczy do samego końca.
Kolejne atrakcje to Turzyna i Waligóra, z przerwą na jedzenie i piwko w Andrzejówce.
Do Przełęczy pod Czarnochem dojechaliśmy przed zachodem Słońca i tam musieliśmy się rozstać z Leą i Toompem :( Po Czeskiej stronie czekał nas ostry zjazd do Broumova, a potem nocny przejazd do Kłodzka. Temperatura 3-5 stopni spowodowała, że poczuliśmy się jak w zimie, do domu dotarliśmy szczęśliwie po 21.
To był wyjątkowy wypad, prawdziwe MTB dla twardzieli. Mam mocne postanowienie poćwiczenia techniki jazdy po kamieniach i korzeniach, żeby kolejnym razem przejechać szlak bez schodzenia z roweru - Toomp udowodnił nam, że jest to możliwe. Dziękuje Wam za przemiłe towarzystwo, pamiętajcie o mnie przy planowaniu kolejnych rajdów po górkach :P
W ramach przygotowań do rajdu wokół Głuszycy postanowiłem poćwiczyć trochę jazdę w terenie i wjechać na Jawornik Wielki. Od Przełęczy Łaszczowa cały czas jechałem terenem, przez Przełęcz Kłodzką, Chwalisławską, Leszczynową, Jaworową i Pod Trzeboniem. Powrót przez Skrzynkę i Rogówek.
Na pierwszym zdjęciu panorama Gór Złotych z Jawornikiem Wielkim i Borówkową w tle po lewej stronie.
Jeszcze w zeszłym roku szukałem leśnej drogi pomiędzy asfaltem ze Złotego Stoku, a przełęczą pod Trzeboniem. Teraz jest oznakowana szlakiem do Nordic Walking i tablicą z mapą opisującą miejsce.
W końcu szczyt Jawornika Wielkiego i zjazd leśną drogą.
Po drodze na zielonym szlaku cały czas bagno, nawet gorsze, niż kiedy byłem tu ostatnio. Na szczęście nie padało i udało mi się jakoś przez nie przebrnąć, tak więc wszystko się dobrze skończyło :)
Piękna pogoda spowodowała, że postanowiłem zrealizować odkładany plan objechania dookoła Śnieżnika.
W Międzygórzu ciągle wakacje, parasole, kilka rodzajów czeskiego piwa do wyboru i pyszny hamburger, który dał mi siły na cały dzień.
Od Międzygórza zaczyna się podjazd zółtym szlakiem rowerowym, najpierw asfaltem a potem szutrem. Droga wydaje się łatwiejsza niż ta z Jodłowa. Na drodze spotykam na rowerze Bożenę, która za cel obrała (i zdobyła) Mały Śnieżnik, a na Przełęczy Puchacza Krystynę, która koniecznie chciała mi wybrać dalszą trasę :)
Po Czeskiej stronie szukam najkrótszej drogi do Chaty Vileminka, niestety nie ma tam żadnego sensownego zjazdu, dlatego musiałem sprowadzić rower. Mogłem jednak posłuchać Krystyny i zjechać do Dolni Morava ;)
Podczas dzikiego marszu przez las obserwuję po drugiej stronie wąwozu trawers, na który chcę się dostać. W końcu udaje mi się dotrzeć na właściwy szlak.
Trawers kończy się nad wyciągiem narciarskim w Dolni Morava. Moja dalsza droga prowadziła szutrami do schroniska Navrsi, ale szlaki były bezludne o tej porze roku i pomimo wczesnej godziny robiło się niemiło zimno.
Granicę przekroczyłem na dziko, moim ulubionym przejazdem przez Siodło Martena, skąd szybko zjechałem do Bolesławowa. Na Drodze Nad Lejami powstaje nowy szlak rowerowy nr 5727. Nie wiem czy będzie miał jakiś kolor, bo ostatnio szlaki malowane są czarno-biało z numerami, które ciężko rozróżnić bez zatrzymywania roweru. Jestem ciekaw kto wpadł na taki pomyśł, myślę, że na pewno nie rowerzysta.
Na drugi dzień Karkonoskiego wypadu zaplanowaliśmy wjazd na śnieżkę i przełęcz Okraj trudniejszym podjazdem z Dolni Mala Upa.
Wyruszyliśmy ze Strzechy Akademickiej przed 9-tą po zjedzeniu pysznej jajecznicy na boczku. Początek kamienistej drogi był bardzo ciężki, ale czym wyżej, tym bardziej się rozkręcaliśmy :)
Podjazd na szczyt zaczynamy we mgle, po drodze nie widać żadnych turystów, na szczycie kilka osób, wietrznie i zimno. W schronisku jedna para robi sobie zdjęcie z dziadkiem, który udaje kogoś ważnego (Karkonosza?). Robimy kilka zdjęć, wysyłamy smsy i szybko wracamy na dół.
Na dole spotyka nas niespodzianka, mgła rozchodzi się i ukazują się nam przepiękne góry. Dopiero teraz widzimy jak mocno pochylona jest Droga Jubileuszowa.
Przy Śląskim Domu robi się tłoczno, nie chcąc ryzykować spotkania ze strażnikami, nie zatrzymując się jedziemy do Lucni Bouda. Po drodze czescy turyści biją nam brawa :)
Po czeskiej stronie zamiast zamykać, otwierają szlaki dla rowerzystów. Siedząc w schronisku przy piwku obserwujemy zjeżdżających i wjeżdżających na Modre Sedlo czeskich rowerzystów, w końcu sami podążamy za nimi.
Z Modrego Sedla bardzo długi zjazd do Pec pod Snezkou. Dokładnie przyglądaliśmy się tej drodze, mamy w planach wjechać nią w następnym sezonie.
Już w Pecu zaskakuje nas ostry podjazd głównym szlakiem Karkonoskim K1A, zaszokowani nachyleniem asfaltu oboje schodzimy z rowerów. Od Spalonego Młyna zaczyna się najostrzejszy podjazd na przełęcz Okraj, ale po tym co przeżyliśmy wczoraj, dla nas to pestka :)
Przełęcz Okraj, wszystkie górki pokonane!
Zjazd z przełęczy zaplanowałem leśnymi drogami. To była duża odmiana po jeździe czeskimi asfaltami, ale było bardzo fajnie.
Góry fascynowały mnie od dziecka, rowerem zaraziłem się kilkanaście lat temu, uwielbiam fotografować przyrodę. Na tym blogu staram się łączyć moje pasje.