Wjazd na Modre Sedlo jest uważany za najbardziej stromy asfaltowy podjazd w Czechach. Nie jest tam łatwo wjechać latem, w marcu zakrawa to na wariactwo. Zaplanowałem wiele wariantów wycofania się, za sukces przyjąłem dojazd do Chaty Vyrovka, ale dzięki uśmiechom i wielkiej pozytywnej energii całej grupy udało się nam przejechać przez główny grzbiet Karkonoszy w 100% realizując najbrudniejszą z zaplanowanych tras. Dzień zaczeliśmy od zjazdu z Przełęczy Okraj szlakiem nr 24 przez Dolni Mala Upa do Spaleny Mlyn.
Od Spalonego Mlyna do Peca pojechaliśmy głównym szlakiem karkonoskim 1A. Pierwszy podjazd tego dnia do Janovy Boudy długości 2km, średnim nachyleniu 7,8% dochodzącym do 17,2% idealnie nadawał się na rozgrzewkę :)
W Pecu po krótkiej przerwie technicznej zaczęliśmy podjazd, który po to, żeby nie stracić kontaktu z ekipą podzieliłem na 3 części. Pierwszy to odcinek z Peca do Richterovy Boudy miał długość 3,2km, wzrost wysokości 346m, spadek -2m, średnie nachylenie 10,5% maksymalne 20,5%. W całości udało mi się go przejechać, dlatego zdjęcia musiałem podkraść Zibiemu :)
Drugi odcinek to fragment z Richterovy Boudy do Vyrovki długości 1,5km, wzrostem wysokości 200m, spadkiem 0m, średnim nachyleniem 13,1% dochodzącym do 20,2%. Kolejny raz zabrakło mi sił, żeby go pokonać bez schodzenia z roweru.
Ostatni fragment podjazdu z Vyrovki na Modre Sedlo zawsze mi się wydawał prosty, może ze względu na cudowne widoki. Odległość 1,5km, wzrost wysokości 150m, spadek 0m, średnie nachylenie 10%, maksymalne 19,4%. Przed samym szczytem zatrzymał nas śnieg.
Z przełęczy zjechaliśmy, a ja zszedłem do Lucni Bouda.
Buty mieliśmy przemoknięte, dlatego postanowiliśmy jak najszybciej uciec ze śniegu przebijając się przez grań w kierunku Strzechy Akademickiej.
Po drodze ze Strzechy Akademickiej do Karpacza odwiedziliśmy Schronisko Samotnia, żeby Feniks mógł ochłodzić hamulce ;)
Na Okraj wróciliśmy przez Karpacz i Kowary, a dalej terenową leśną drogą wychodzącą prosto na przełęczy.
W niedzielę ze względu na załamanie pogody musieliśmy odwołać planowaną trasę i wróciliśmy do domów. Dziękuję wszystkim rowerzystom i grupie pieszej za 3 fantastyczne dni, do zobaczenia na szlaku :)))
Pierwszy dzień od dawna planowanego wypadu w czeskie Karkonosze z bazą noclegową w wynajętej dla ekipy bikestats-owej Chacie Zmitko w Horni Mala Upa, 300m od Przełęczy Okraj. Na piątek zaplanowałem wjazd na Cerną Horę 1299m n.p.m. Sceptycy prognozowali nam, że w marcu szybciej pojeździmy tam na nartach niż na rowerach, mimo to ja uparłem się pa pokazanie grupie śmiałków kilka bardzo ciężkich podjazdów z pięknymi widokami w około.
Zaczęliśmy na górnym parkingu nad Jaskie Lazne, skąd szybko zjechaliśmy do centrum, gdzie zaczął się pierwszy podjazd tego dnia szlakiem numer 27 do Krausovy Boudy. Dane podjazdu: odległość 3,2km; ze średnim nachyleniem 9,5%, dochodzącym do 25,5% i przewyższeniem 300m. Podjazd dał nam w kość, ale nie widziałem, żeby ktoś zsiadł z siodła, poza krótkimi przystankami na zrobienie zdjęć.
Od Krausovy Boudy mieliśmy bardzo blisko do Cernej Hory, ale pojechaliśmy szlakiem numer 23 przez Tippeltovy Boudy zjechaliśmy do Velka Upa na spotkanie z Leą, która dotarła tam na rowerze bezpośrednio ze Świdnicy. Na 1000m spowolnił nas śnieg, którego okazało się zaskakująco dużo, to przez leśne ratrakowane drogi dla narciarzy biegowych. Pierwsze widoki na Śnieżkę i Modre Sedlo spowodowały, że przestajemy przejmować się mokrym śniegiem :)
Po spotkaniu z Leą jedziemy na zasłużone piwko do Peca, gdzie dzielimy się pierwszymi wrażeniami z gór.
Dalej zaczeliśmy mój wymarzony podjazd szlakiem rowerowym numer 20 z Peca do Prazska Bouda: 300m przewyższeń na 2,5km, średnie nachylenie 11,8 maksymalne do 23,1% i to wszystko asfaltem z piękną panoramą na karkonoski grzbiet w tle. Tym razem też nie widziałem, żeby ktokolwiek prowadził rower :)
Od Kolińskiej Boudy znów śnieg, po którym jechało się kosmicznie. Szczena mi opadła, kiedy zobaczyłem jak Lea, Zibi i Cerber wjechali najbardziej stromym kawałkiem terenu pokrytym lodem. Cerna Hora nie miała szans, musiała ulec tego dnia naszemu urokowi :D
Na powrót nie pozostało nam wiele czasu, nie chcieliśmy spóźnić się na spotkanie z grupą pieszą, dlatego zmodyfikowałem trasę i zjechaliśmy asfaltem prosto do Janske Lazne. Po drodze kilka razy przecinaliśmy stok narciarki, po którym zjeżdżali najbardziej zdesperowani narciarze.
Dziekuję całej ekipie za to, że bez najmniejszego focha realizowałą mój ciężki o tej porze plan. Szczególne podziękowania dla serwisanta wrocławskiego Ski Teamu Krzysztofa Kowalczyka, dzięki któremu mogłem na wypad pojechać na moim Cube :)
Tym razem pomysłodawcą trasy był Tripsurfer, a w jej realizacji pomógł nam Authorjan, ja stworzyłem mapę GPS i próbowałem pełnić rolę przewodnika po nieznanym terenie. Nie wszyscy byli z tego zadowoleni, ale na moją obronę niech świadczy fakt, że nikt się nie zgubił, chociaż Ania z Tomkiem kila razy próbowali to zrobić ;) O naszych artystycznych występach dowiecie się z blogów pozostałych uczestników, ja postanowiłem opisać trasę.
Z Trutnova ruszyliśmy niebieskim szlakiem pieszym do Bystrice.Szlak prowadzi ubitą drogą idealnie nadającą się do jazdy na rowerze.
Z Bystrice zaczął się asfaltowy podjazd do karkonoskiego schroniska Rychorska Bouda. Szlak rowerowy K26 prowadził leśnym asfaltem, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Długość podjazdu 5,5km, średnie nachylenie 7,9% maksymalne nachylenie 26,8%.
Po drodze znalazła się nawet chwila na wspólne zdjęcie na śniegu :)
Ze schroniska zjechaliśmy do miejscowości Zacler szlakiem K26D, początek prowadził Karkonoską magistralą dla narciaży biegowych.
Z Zacler postanowiliśmy jechać Vernirovicką, rozpoczęł się 2km podjazd o średnim nachyleniu 7,9%, maksymalnym 22,5%.
Dotarliśmy do twierdzy Stachelberg, skąd dalej terenowym szlakiem zjechaliśmy do Trutnova. Przed Trutnovem musieliśmy rozstać się z Leą i Cerberem, którzy mieli wracać do domów rowerami :(
W Trutnovie sesja z panterami, piwne zaopatrzenie w Peny i powrót do domów.
Dziękuję wszystkim za fantastyczną wycieczkę, było wspaniale :D
Góry Bialskie dzikie i odludne, omijane przez turystów którzy walą na Śnieżnik, dzisiaj wypełniły się śmiechem BSowej ekipy :)))
Spotkaliśmy się w Kłodzku, w Lądku dołączył do nas Zbyszek, ale tak naprawdę wszystko zaczęło się na mostku w Nowym Gierałtowie.
Zaczęliśmy najdłuższy tego dnia 5km podjazd na Przełęcz Dział (prawda Zbychu, że nie było ściany?)
Po przerwie śniadaniowej i pożegnaniu z Tomkiem, który musiał wracać do Kłodzka, a my rozpoczeliśmy cudowny rajd leśnymi duktami.
Z Przełęczy Suchej miał nastąpić szybki zjazd do Morawy, niestety lud i rozwalona przez leśników droga trochę pokrzyżował nam plany.
Odkryliśmy za to nową drogę z imponującym nachyleniem przekraczającym 20%, każdy chciał ją wypróbować :D
Po przerwie na Przełęczy Płoszczyna pojechaliśmy Drogą Staromorawską przez Kamienicę do Kletna.
Tam w kopali uranu czekał na nas Januszek, który profesjonalnie oprowadził nas po kopalni - wielkie dzięki.
Czas tak szybko nam upłynął, że pędząc na pociąg dziewczyny pobiły rekord prędkości przejeżdżając 30km w niecałą godzinę. Udało mi się je jeszcze spotkać na stacji, dzięki temu mogłem udokumentować, że były bardzo zadowolone z tej wycieczki.
Jeśli chcecie poznać więcej szczegółów z wycieczki zapraszam na blogi moich przyjaciół.
Ania zapowiedziała swój pierwszy wypad na rowerze i dodała, że trasa nie jest dla niej ważna. Postanowiłem sprawdzić ile warte są jej ćwiczenia spiningu, race walkingu i bosu. Zaplanowałem ponad 100km trasę z przewyższeniami 1500m i dwoma podjazdami o nachyleniu 18%. Na dodatek zaprosiłem na wycieczkę Cerbera, który miał być koniem wyścigowym pełniącym dla nas rolę marchewki ;)
Zaczęło się od mgieł, które szybko opadły i pojawiło się piękne słońce.
W Batorówku zdecydowaliśmy, że jedziemy do Karłowa Praskim Traktem, to był strzał w dziesiątkę. Kto by pomyślał, że w lutym można jeździć w górskim terenie leśnymi drogami.
W Karłowie spotkaliśmy się z Cerberem i zachęceni pogodą postanowiliśmy do Ostrej Góry zjechać terenową Zieloną Drogą.
Machov, moja radość nie trwała długo. Zamiast pić czeskie piwko musiałem wymienić dziurawą dętkę.
Vysoka Srbska, pierwsza atrakcja - krótki 500m podjazd o średnim nachyleniu 14%, maksymalnie do 18,5%. Nikt nie wymiękł :D
Dalej pojechaliśmy przez Zdarki i piękną rowerową trasą wzdłóż granicy do Nachodu.
Za Nachodem kolejna atrakcja dnia - terenowy podjazd z Lipi do Jiskovej Chaty nad Dobrosovem. Terenowy 1,5km podjazd ze średnim nachyleniem 11% sięgającym do 17,5% dał nam popalić. Ania osiągnęła tętno 190, mój pulsometr pokazał 191bpm.
Po obiadku straciłem zapał do ścigania się i postanowiłem z Feniksem podążać za naszą "marchewką" i króliczkiem, który do niego dołączył. W związku z tym, że jechali dość szybko zdjęć brak. Kolejny podjazd z Olesnice do Cihali to już prościzna z maksem sięgającym do 14%. Robiliśmy z feniksem zakłady, czy zobaczymy jeszcze tego dnia Anię. Okazało się, że czekała na nas przed granicą :)))
Od granicy pognaliśmy z prędkością 30-40km/k przez Duszkini i Polanicę do Kłodzka, dzięki temu średnia prędkość z tego wypadu przekroczyła 18km/h. Dzięki i do zobaczenia na kolejnym mega wypadzie :)))
Dzisiejszy wypad zaplanowałem po to, żeby przed sezonem przetestować siły na kilku długich i męczących podjazdach.
W okolicy Kłodzka wiał bardzo mocny wiatr, na szczęście uspokoił się przed naszym podjazdem ze Starej Bystrzycy na Spaloną, który poszedł mi wyjątkowo łatwo. Przy schronisku prawie nie ma śniegu, wyciąg działał, trzech narciarzy zjeżdżało po łacie śniegu. Drogowcy naprawili uszkodzoną drogę pomiędzy Spaloną a Mostowicami.
Po obiedzie w Orlicke Zahori ruszyliśmy na kolejny długi i monotonny podjazd na Masarykową Chatę. Każdy kto tędy jechał wie, że ta droga potrafi wymęczyć, nam poszło całkiem nieźle. W okolicy Serlicha trochę śniegu, chociaż nie na tyle dużo, żeby można było pojeździć na biegówkach.
W Destne narciarze zjeżdżali na nieźle ośnieżonym stoku.
Z Destne pojechaliśmy przez piękne czeskie wioseczki do Olesnice. Boczne drogi kusiły nas, żeby wjechać w teren.
Z Olesnice czekał nas kolejny podjazd do Cihalki. Bałem się, że przed granicą śnieg na kawałku szutrowej drogi śnieg uniemożliwi nam jazdę. Okazało się, że było tylko trochę lodu. Narciarze w tym roku nie pojeżdżą tu sobie na biegówkach.
Test wyszedł bardzo pozytywnie, okazało się, że mamy z Feniksem podobną, całkiem niezłą kondycję. Dzięki temu nie będę obawiał się planować w marcu bardziej ambitnych tras.
Wieczorem rzuciłem hasło "wschód słońca na Pradziadzie", pomysł spodobał się Ani, Lei i Januszkowi. Ania rano odwołała, Lea mocno chrapała, za to nieoczekiwanie dołączył do nas Feniks. Noc była piękna, mróz niezbyt duży, bezwietrznie, przejrzystość powietrza idealna. Wejście w takich warunkach na Pradziada to czysta przyjemność :)
Po pysznym śniadanku ruszyliśmy kolejny raz na Pradziada. Pogoda dopisywała, nie obyło się bez sesji zdjęciowej naszych gwiazd.
Na szczycie okazało się, że nie ma jeszcze ekipy na biegówkach, musieliśmy trochę na nich poczekać robiąc kolejną sesję :D
Podczas zejścia grupa biegaczy nie chciała się z nami rozstać.
Kolejnym celem była Svycarna, Emi nadała takie tempo, że narciarze nie zdążyli wypić herbaty kiedy wparowaliśmy do schroniska.
Podczas powrotu co chwilę mijał nas Cerber nie mogący nacieszyć się śniegiem idealnym pod łyżwę.
Te dwa cudowne dni minęły wyjątkowo szybko, pora pomyśleć o trzydniowym wypadzie. O szczegółach mojego planu dowiecie się wkrótce, każdego chętnego zapraszam do kontaktu (link na górze strony). Reszta zdjęć jak zawsze w mojej galerii.
DZIĘKUJĘ Emi, Ani, Alinie, Feniksowi, Januszkowi, Ani, Zbyszkowi, Bogdanowi, Arturowi, Kubie i Grubemu za bystre riposty :) >>> Przebieg trasy <<<
Góry fascynowały mnie od dziecka, rowerem zaraziłem się kilkanaście lat temu, uwielbiam fotografować przyrodę. Na tym blogu staram się łączyć moje pasje.